w którą stronę wieje wiatr?
Dzień za nami prawie, dzieciaki poodbierane ze szkół, przedszkoli, lekcje odrobione, kolacja zjedzona…ufff. Jeszcze tylko najmłodszą latorośl zaparkować w łóżeczku po kąpieli i już… można odpocząć. Poczytać, pooglądać. Co by tu dziś… może kolejny odcinek „Braeking bad”… albo herbatka, lampa i kanapa z książką. Już w wyobraźni widzę siebie wyciągniętą wygodnie… gdy nagle słyszę -„mamo!” W środku narasta zniecierpliwienie, ja już przecież jestem w innej fazie dnia. To już MÓJ CZAS.
Mamo, chodź do mnie poprzytulać się…poczytasz mi? Kurcze, kiedy one w końcu pójdą spać! Idę wkurzona do pokoju dzieci. Po drodze zniecierpliwienie narasta, w myślach użalam się nad sobą – “jestem taka zmęczona… kiedy będę mogła w końcu odpocząć… cały dzień się nimi zajmuję…”. Wchodzę do pokoju, a tam na łóżku wyciągnięty mój Lentilek, a obok niej leży kartka z wielgachnym serduchem i napisem „zarezerwowane dla mamy”. Roztopiło się coś we mnie na ten widok, położyłam się obok, przytuliłam i już złość poszła precz…
Często ciężko mi znaleźć cierpliwość i czas na wieczorne rozmowy, zmęczona jestem dniem, dziećmi. Ale w ciągu dnia, gdy chcę się czegoś dowiedzieć od dzieciaków, jestem często zbywana. Zadaję pytanie o szkołę, co tam słychać – ale w odpowiedzi dostaję zdawkowe „dobrze”, „ok mama”. Ciężko wydobyć z nich coś więcej, bo akurat wtedy różne inne rzeczy przykuwają ich uwagę, a ja właśnie gotuję, ktoś dzwoni.
A taką gotowość do rozmowy, podsumowania dnia dzieci mają w sobie wieczorem. Gdy nic nie rozprasza ich uwagi, a chętnie by nas zatrzymali przy sobie i poprzytulali się. I warto się dostosować do tej potrzeby. Wykorzystać okazję, dowiedzieć się czegoś „z głębi” serca i głowy. Budować relację. To szczególnie dotyczy dzieci starszych, takich które same sobie czytają. Bo z przedszkolakami (i młodszymi), ciężko „pogadać” o dniu, wtedy wieczorne poczytanki i rozmowy o losach bohaterów są jak znalazł. Można zacząć od opowieści o swoim dniu, co nam się przydarzyło – na zachętę…
Z drugiej strony, gdy dzieje się coś ważnego, chcę z którymś z dzieci pogadać, umawiam się gdzieś w cichym miejscu, żeby naprawdę skupić się na rozmowie i nikt jej nie przerwał. Ostatnio moją 12-latkę zabrałam na kawę (pierwszą, bezkofeinową) do kawiarni. Radocha na jej twarzy, gdy to jej zaproponowałam – bezcenna:) To był nasz czas „sam na sam”. Może przy tacie, albo młodszym bracie nie usłyszymy opowieści o chłopaku koleżanki, albo pytania o to kiedy miałam pierwszą miesiączkę.
A żeby coś usłyszeć, trzeba posłuchać. Słuchać z otwartą głową, bez oceny, porad i gotowych odpowiedzi.