największa choroba zagrażająca polskim matkom
Dziś będzie o zagrożeniu dla polskich matek, o chorobie która toczy nasze społeczeństwo i wykańcza kolejne pokolenia kobiet, bo jest niestety dziedziczna. Można powiedzieć, że wypija się ją z mlekiem matki, a zdarza się, że zagraża również mężczyznom.
Czasami wydaje się w dzieciństwie, że na akurat to dziecko na nią nie zapadnie, symptomy do naturalnego niezauważania bałaganu wskazują, że ta młoda osoba poradzi sobie z nią w przyszłości. Ale niestety, po założeniu własnego gniazda, nagle następuje gwałtowny atak choróbska i już na zawsze bierze ono młodą gospodynię/ gospodarza domu w posiadanie.
O czym mowa? O „krzątactwie polskim”, czyli „matka polka zawsze daje radę” (z przykrością muszę stwierdzić, że większość chorujących osób do kobiety).
Strasznie mi się spodobała definicja (zaczerpnięta z książki „Bliskość” Bogdana i Marii de Barbaro), na którą kiedyś wpadłam: krzątactwo to „zabezpieczeniu stanu niepogarszania się ładu w domu”.
Czy zauważyliście, że większość zrealizowanych przez Was domowych obowiązków jest niezauważalna? Dom po wykonaniu ich uzyskuje swój „status quo” i można powiedzieć, że ich efekt jest niewidoczny. Weźmy na przykład podłogę. Gdy jest brudna, każdy zauważy śmiecie na niej, a gdy jest odkurzona i umyta? Nikt nie zwraca wtedy na nią uwagi – bo właśnie uzyskała swój stały wygląd.
Ubrania odłożone na półki? To wszyscy dostają w standardzie, a zauważają jedynie braki – czyli gdy ukochanej bluzy na półce brak. A co z docenieniem całego procesu, prania, wieszania, prasowania, składania i odkładania na miejsce? Tyle Waszej pracy przebiega praktycznie dla domowników niezauważalnie (o ile nie suszycie prania w salonie).
Apeluję do Was ludzi z manią sprzątania! Wiele godzin w tygodniu, które spędzacie na „zabezpieczaniu stanu niepogarszania się ładu w domu”, możecie spędzić w tak przyjemny sposób! Spacerować z psem, grać w planszówki z dziećmi, wypić wino z małżonkiem, czy poczytać.
A obowiązki domowe trzeba po prostu podzielić, co nie jest proste, bo przecież nikomu się nie chce sprzątać. Taka rozmowa wymaga przygotowania, spisania obowiązków, dobrej woli członków rodziny i zrozumienia przez wszystkich problemu. No i nawyku sprzątania po sobie, odkładania rzeczy na miejsce. Taki nawyk wpojony u wszystkich członków rodziny, pozwoli Wam cieszyć się ładem (przynajmniej z wierzchu).
Ja już przeszłam proces „odpuszczania” sobie. Gdy wpadają niezapowiedziani goście, nie przepraszam za bałagan, bo myślę sobie, że każdy ma tak w domu. I tylko w reklamach, gdy przychodzą goście dom błyszczy, a ciasto właśnie dochodzi w piekarniku. Nie bądźmy idealni! Bądźmy sobą, ciesząc się czasem jaki mamy i wykorzystując go na maxa!
Pracuję w domu. Żeby się skupić, muszę mieć wokół siebie posprzątaną przestrzeń. Po porannym pośpiechu, śniadaniu 6 osób, byłoby co sprzątać. Więc każdy członek rodziny swoje talerze po śniadaniu, odkłada prosto do zmywarki. A ja przecieram stół – i już mam biurko do pracy gotowe :).
Życzę Wam, żebyście nie frustrowali się obowiązkami, które codziennie macie do zrobienia. I niech ta część, która spadła na Wasze barki, była na tyle mała, żebyście codziennie coś przyjemnego dla siebie zrobili.
Aniu, dziękuję za polecenie przy okazji wpisu ciekawej lektury:-)
Chodzi o “Bliskość” Państwa de Barbaro? To taka niewielka książeczka i tyle daje, co? Świetnie się ją czyta:)