Mój syn mając 5-lat, nie chciał sam zakładać butów (przez kilku tygodni). Nie była to niechęć do obuwia, która w nim drzemie od niemowlęctwa, w tym przypadku, pewnie byśmy się udali do psychologa, bo bez butów ciężko by się mu żyło…
Ubierał się, a i owszem, sam zapinał guziki czy też suwaki, ale z butami był problem i to duży. Powiedzmy rano, wszyscy już ubrani gotowi do wyjścia, zaraz nasze opóźnienie osiągnie rozmiary nie do przyjęcia, a tu synuś stoi… i ma rękę jedną w rękawie, drugą już prawie – a stopy? Bose. Powtórzenie 100 razy „buty”, „załóż buty”, „wychodzimy już – idziesz na bosaka?” (w zimie szczególnie odpowiedź pozytywna na to pytanie przyprawiała mnie o gęsią skórkę, wyobraźnia działała).
O co u może chodzić? Chce zwrócić na siebie uwagę? Buty ma za małe? Nie podobają mu się? Nie lubi być ponaglany? Cenne sekundy mijają, buty stoją bez nóg w środku, synek kładzie się na ziemi. Znacie to prawda?
No to zacznijmy analizę. wygląda na to, że powtarzanie po raz kolejny tej samej prośby nie skutkuje, a wręcz przeciwnie – budzi opór i zniecierpliwienie, włącza w dziecku „osiołka” upartego i krąbrnego. Najchętniej i najszybciej będzie, jak my mu te buty założymy, ale takie działanie ma “krótkie nogi”. Młody się nauczy, że jak czegoś mu się nie chce – zrobimy to za niego. Więc co dalej? Krzyk poskutkuje, tak samo groźba kary – ale od tych metod staramy się trzymać z daleka, chcemy po dobroci się dogadać.
Oto trzy sposoby poradzenia sobie z podobną sytuacją, wypróbowane na moim osiołku:
- Można, a nawet trzeba zrobić z tym coś na wesoło. Jak? Zaproponujcie osiołkowi wyścigi. Czy ja pierwsza uczeszę Twoją siostrę, czy Ty założysz buty? Albo kto pierwszy będzie miał buty na nogach (trzeba oczywiście dać dziecku fory, niech się cieszy, ze mu się udało).
- Dzieciak nie wszedł w rywalizację, próbujmy z innej strony. Dalej – na wesoło, puszczamy wodze fantazji, wymyślając abstrakcyjną sytuację. „Ale by było fajnie, gdyby buty same zakładały się na nogi, co?” Czy da radę bez butów dostać się do przedszkola? Latające buty, magiczna winda w szafie przenoszącą nas bezpośrednio do przedszkola, bez konieczności ubierania się – to dzieci zawsze cieszy, wymyślają same co jeszcze mogłoby się wydarzyć w magicznym świecie.
- Nic to nie dało? I jednak dzięki nam buty trafiły na osiołka nogi? Po południu, gdy mamy więcej czasu – po prostu szczerze porozmawiaj z dzieckiem o tym co czujesz, dlaczego się denerwujesz i czego oczekujesz od dziecka. Musimy wykazać empatię w stosunku do niego i starać się zrozumieć, czemu nie chce zakładać tych butów (ściskają go? ciężko wchodzą?). Albo zrozumieć to, że mu się nie chce zakładać (czy nam się zawsze wszystko chce?). Gdy nam się nie śpieszy i z uwagą wysłuchamy małego człowieka i postaramy się go zrozumieć – dojdziemy do porozumienia. Można wymyślić system małych nagród za samodzielność – i po kilka dniach wytrwania w samodzielnym zakładaniu butów – nagrodzić go.
Macie buntownika na pokładzie?
Fajny artykuł! U mnie jeszcze działała w podobnych sytuacjach:
1) przyznawanie punktów za samodzielność — mamy wywieszoną kartkę z różnymi „zadaniami”, samodzielność to np. ubranie się rano, umycie zębów, przygotowanie sobie płatków śniadaniowych. Młody chce zbierać plusiki i to go motywuje 🙂
2) przygotowanie na dzień następny. Rozmawiając po południu, czy wieczorem, w spokojniejszej chwili – ugadać się, że następnego dnia rano nasz poranek będzie wyglądał tak a tak, w tym m.in. samodzielne nakładanie butów. Czasem działa, z czasem coraz częściej i lepiej
U mnie chętnie zakładają buty…….Trochę poprzez zabawę…wyścigi….kto pierwszy…albo no dobra, to ja ci założę…….
I wtedy sami szybko zakładają 🙂